Bardzo łatwo stworzyć bidulę, która jest za słaba, żeby o cokolwiek walczyć. Od początku wiedzieliśmy, że Helena podejmuje decyzje z pozycji siły i robi to świadomie – mówi aktorka Michalina Olszańska, która wcieliła się w rolę żonę boksera w filmie "Kulej. Dwie strony medalu".
Publikacja:07.10.2024 11:30
Michalina Olszańska na planie filmu "Kulej. Dwie strony medalu".
Foto: East News
Reklama
Na ekranie tworzy pani jako Helena Kulej duet z Tomaszem Włosokiem – filmowym mężem. Nie jest to wyłącznie film o pięściarzu, ale o małżeństwie Kulejów. Jak budowała pani tę rolę? Czy udało się pani spotkać z „prawdziwą” Heleną?
Były takie chęci, ale nie udało nam się w końcu spotkać, dlatego tę rolę budowałam właściwie tak jak każdą inną, opierając się na wizji reżysera. Takie podejście dało mi większą swobodę artystyczną. Gdybym spotkała się z panią Heleną, starałabym się sprostać jej oczekiwaniom, czułabym, że jestem do tego zobowiązana, a tak miałam swobodę w budowaniu postaci.
Jak zdjąć z siebie presję, gdy wciela się w żyjącą postać?
Starałam się o tym nie myśleć. Gdybym poznała panią Helenę, to pewnie wtedy mierzyłabym się z presją, czy podołam zadaniu. Nie udało nam się spotkać, więc po prostu tworzyliśmy film.
Można się zastanawiać, co wiemy o osobach bardzo obecnych w popkulturze, np. Marilyn Monroe. Czy nasze widzenie ma coś wspólnego z prawdą? Czy jest to tylko wyobrażenie? Kiedy więc gra się to wyobrażenie, ono również się zmienia.
Reklama
Reklama
Na ekranie wyczuwalna jest niezwykłą chemia pomiędzy Heleną a Jerzym.
Nasze ścieżki z Tomkiem Włosokiem przecinały się przy innych projektach, ale nigdy wcześniej nie graliśmy ani pary, ani nie mieliśmy aż tak intensywnych wspólnych zdjęć. Niemniej zawsze darzyliśmy się sympatią. Dlatego tak ważne są tak zwane chemistry checks, czyli próby chemii, podczas których brano pod uwagę to, jak ze sobą współgramy. Nie ma nic gorszego dla filmu niż po prostu wziąć dwa nazwiska i zestawić je ze sobą, po czym w finalnej wersji okazuje się, że nie można na te osoby patrzeć, bo brak pomiędzy nimi jakiejkolwiek namiętności. Fajnie jest też, kiedy reżyser dobiera ekipę pod siebie, pod swoją chemię i tutaj tak było. Wydaje mi się, że wszyscy tworzyliśmy taką drużynę i że to porozumienie było pomiędzy każdą osobą z ekipy.
Czytaj więcej
Wywiad
Gabriela Muskała: Hartowanie poprzez krytykę nie ma dla mnie racji bytu
Lubi wyzwania. Gra, pisze i reżyseruje. Niedawno, jako reżyserka, skończyła swój pierwszy film: "Błazny". Jest w nim intryga, zapętlone relacje miłosne i wątek kryminalny. To także historia o tym, jak w dzisiejszych czasach walczyć walczyć o siebie w zawodzie aktora.
Uważam, że największą siłą tego obrazu jest to, że kręcono go z miłości. Tu jest serducho. Każdy na planie włożył sto procent z siebie i dzięki temu jest w tym obrazie szczerość, dobra energia, a widzowie czują tę prawdę.
To również zasługa współpracy z Xawierem Żuławskim, którą bardzo sobie cenię. Mogliśmy jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć spotkać się z reżyserem i Tomkiem Włosokiem, zbudować fundamenty postaci, a na planie mogliśmy pracować nad niuansami.
Przygotowaniu do roli Jerzego Kuleja towarzyszyły 8-miesięczne treningi boksowania i kilkumiesięczne zajęcia taneczne. Na spotkaniu twórców z widzami podczas 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych usłyszałam, że o ile Tomasz Włosok dzielnie znosił treningi boksu, to za nauką tańca nie przepadał i nawet chciał się wycofać. To podobno pani zasługa, że wytrwał w tym projekcie.
Reklama
Reklama
Tak? To kolejna anegdota, którą przyszło mi słyszeć po raz pierwszy. Tomek włożył ogromne serce w tę rolę od samego początku.
A jak pani znosiła przygotowania taneczne do filmu? Scena tanga mnie oczarowała.
Miałam już podobne doświadczenia, bo już wcześniej kilka razy grałam postać tańczącą. Niemniej oprócz warsztatu taniec przyniósł mi dużo radości i przyjemności. Uważam, że jak każda dziedzina sztuki jest piękną formą ekspresji.
Do tej pory kreowała pani mocne, silne bohaterki, a w roli Heleny Kulej pokazuje pani więcej delikatności.
Macierzyństwo sprawiło, że stałam się bardziej łagodna. To jest piękne w życiu aktora, że to jak się zmieniamy, wpływa na naszą sztukę. Byłam wychowywana na bardzo silną, niezależną i wyemancypowaną kobietę. Teraz im jestem starsza, mogę odkrywać kolejne swoje barwy. To dla mnie niesamowita przygoda i dar od losu, że mogłam to również eksplorować w filmie i rzeczywiście zależało mi na tym, żeby Helena emanowała zupełnie innym niż ten domyślny rodzaj kobiecości.
Helena jest też bardzo zmysłowa.
Reklama
Reklama
W moich wcześniejszych rolach miałam okazję pokazywać zmysłowość, jednak moim bohaterkom było bliżej do femme fatale. Helena jest szarą myszką na co dzień, ale potrafi być zmysłowa, ten właśnie kontrast był dla mnie bardzo atrakcyjny. Kreowanie postaci żony pięściarza bardzo wzbogaciło mnie jako aktorkę.
Jerzy Kulej nigdy nie był znokautowany na ringu, ale znokautowała go własna żona.
Nagle okazuje się, że Helena ma pazur. Dla mnie jest to o tyle ważne, że jeżeli ktoś ma w sobie taką prymitywną siłę, to oznacza, że łagodność jest wyborem i nie jest to słabość.
Pani Helena miała swoje ambicje, a jednak pozostała w cieniu męża. Jaka jest ta druga strona medalu?
To jest film o małżeństwie jako drużynie. Kiedy patrzymy na związek Kulejów, przychodzi na myśl tradycyjny podział ról. Mężczyzna zdobywa świat, a kobieta jest na drugim planie i wspiera swojego męża. Prawda jest też taka, że działa to i w drugą stronę - jeśli chodzi o płcie. Bardzo często w dzisiejszych czasach to kobieta spełnia się zawodowo i robi karierę, a mężczyzna ją wspiera. W parach jednopłciowych również bywa podobnie – jedna osoba jest bardziej aktywna, a druga zajmuje się domem.
Reklama
Reklama
Czytaj więcej
Wywiad
Córka Beaty Tyszkiewicz o życiu w Szwajcarii: Bogaci czy biedni – wszyscy mamy takie same widoki
Od kiedy synowie podrośli, udaje mi się czasem pojechać na kilka dni do mamy bez nich. Wtedy jestem sam na sam z moją Polską z dzieciństwa i młodości – mówi mieszkająca od lat w Szwajcarii fotografka Wiktoria Bosc, córka Beaty Tyszkiewicz i przyrodnia siostra Karoliny Wajdy.
Uważam, że po epoce indywidualizmu, który był ważny po to, żeby odejść od idei poświęcania się na siłę, możemy powoli powrócić do partnerstwa i stawiania sobie wspólnego celu. Nie „ja” – tylko „my” się liczymy. Wiemy już, że nasze uczucia i pragnienia są ważne. To jest coś pięknego. Oczywiście żeby to było zdrowe, musieliśmy przejść całą drogę odchwaszczania idei partnerstwa zakorzenionego w patriarchacie, ale myślę, że przed nami właśnie taka epoka powrotu czy też kształtowania wreszcie porządnych partnerskich relacji, w których każdy się wspiera i buduje dom.
Co było wyzwaniem w budowaniu tej roli?
Połączenie siły z łagodnością. Kreując taką postać, bardzo łatwo stworzyć bidulę, która jest za słaba, żeby o cokolwiek walczyć. Łatwo wpaść w tę pułapkę, nie tylko z aktorskiego punktu widzenia, ale montażowego czy reżyserskiego. My od początku wiedzieliśmy, że Helena podejmuje decyzje właśnie z pozycji siły i całkiem świadomie. Nie jest paproszkiem, który lata na wietrze losu. Helena to bardzo mocna postać.
Jak pani Helena zareagowała, kiedy zobaczyła siebie w pani interpretacji?
Reklama
Reklama
Podobało jej się. Syn Waldemar również jest bardzo zadowolony z filmu. I to jest naprawdę jedna z najważniejszych dla nas ocen.
Czy ma pani na swojej liście role, które byłyby dla pani spełnieniem marzeń?
Staram się o tym nie myśleć, dlatego że wszystkie role, które mi się trafiły przez lata, zaskakiwały mnie i pokazywały, że mam w sobie obszary, o których nawet nie miałam pojęcia, że je mam, dlatego po prostu czekam. Czekam, co przyniesie los.
Reklama
Na ekranie tworzy pani jako Helena Kulej duet z Tomaszem Włosokiem – filmowym mężem. Nie jest to wyłącznie film o pięściarzu, ale o małżeństwie Kulejów. Jak budowała pani tę rolę? Czy udało się pani spotkać z „prawdziwą” Heleną?
Były takie chęci, ale nie udało nam się w końcu spotkać, dlatego tę rolę budowałam właściwie tak jak każdą inną, opierając się na wizji reżysera. Takie podejście dało mi większą swobodę artystyczną. Gdybym spotkała się z panią Heleną, starałabym się sprostać jej oczekiwaniom, czułabym, że jestem do tego zobowiązana, a tak miałam swobodę w budowaniu postaci.
Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj